sobota, 26 lipca 2014

Rozdział 4

Przeczytajcie notkę pod rozdziałem.

To, co właśnie zobaczyłam wprawiło mnie w niesamowice osłupienie. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić i czy w ogóle cokolwiek zrobić. Rozejrzałam sie dookoła. Straciłam Ashton'a z pola widzenia. Rozglądałam się na każdą możliwą stronę, ale po blondynie nie było ani jednego śladu. Czy wybuch był tak silny, że go dosiegnął? Może Ashton ratował mnie i sam siebie poświęcił? Ale przecież był dosłownie za mną, więc jak mogło mu się cokolwiek stać, a mi nic nie było prócz małych zadrapań? Ostrożnie wstałam i postanowiłam poszukać Irwin'a, bez którego nie miałam zamiaru się stąd ruszać. Zrobiłam kilka kroków w stronę zniszczonego doszczętnie domu, jednak nic nie wskazywało na to, że Ashton gdzieś tu jest żywy lub nie. Jednak miałam nadzieję, że jest cały i zdrowy. Powoli skierowałam się w stronę małego lasku. Wiedziałam, że to tam czeka na mnie on – morderca mojej rodziny. Byłam pewna, że to właśnie on. Nie muszę wiedzieć kim jest ta osoba. Wiem jednak, że czeka na mnie i moją śmierć. Jednak ja się tego nie boję. Nie boję się śmierci, nie boję się swojego końca. Boję się o moich bliskich. Tay oraz jej rodzina to wszyscy,
którzy mi zostali. Postanowiłam odgonić od siebie złe myśli i weszłam do lasku. Nie miałam nawet pewności, że w ogóle z niego wyjdę. Zrobiłam kilka kolejnych kroków a wtedy ktoś zakrył mi usta dłonią i pociagnął na ziemię. Za sobą ujrzałam Ashton'a, który chyba był szczęśliwy, że mnie znalazł. W tej chwili pragnęłam mu zadać mnóstwo pytań, ale Irwin ostrzegł
mnie, że ON jest gdzieś tutaj w pobliżu i tylko czyha na nasz krok, na nasz błąd. Ashton trzymał mnie mocno przyciśniętą do swojej klatki piersiowej. Po pewnym czasie nasze oddechy się wyrównały i oddychaliśmy równomiernie. Usłyszałam huk i chciałam wydać z siebie krzyk, kiedy
blondyn zareagował szybciej i stłumił ten odgłos kładąc swoją dłoń na moich ustach. Delikatnie pocierał moje ramię drugą dłonią w celu uspokojenia mnie. Siedzieliśmy tak chyba z godzinę lub dwie w zupełnej ciszy aż zaczęło robić się jasno. Byłam wyczerpana tak samo jak i Ashton. Stwierdziliśmy, że skoro jest już jasno to możemy stąd wyjść, bo rano na pewno podpalacz czy jakkolwiek inaczej go nazywając odszedł i się stąd ulotnił. Wyszliśmy z lasku przed zrujnowany dom Ashton'a. Blondyn nie potrafił uwierzyć w to co widzi. Jego wzrok mówił naprawdę wiele. Wydawało mi się, że czuł się jakby stracił coś najważniejszego w całym swoim życiu. Po chwili nastąpiło coś, czego nigdy bym się nie spodziewała po Irwin'ie. Padł na kolana i zaczął
wrzeszczeć.

- Dorwę Cię sukinsynie! Zniszczyłeś to, co dla mnie było ważne! Zrobię to samo z Tobą! Zemszczę się za to i za wszystkie ofiary. Rozumiesz kurwa? - wstał i zaczął się nerwowo trząść - Dorwę Cię kurwo! - wyrzucił ręce w górę i po chwili znowu opadł na kolana z głową spuszczoną w dół. Ostrożnie podeszłam do blondyna i położyłam dłoń na jego ramieniu. Po chwili kucnęłam przy nim i podniosłam go z ziemi. Spojrzałam na jego twarz, która nie wyrażała żadych emocji.
- Zadzwonię po Michael'a. - powiedziałam cicho patrząc na niego. On tylko skinął powoli głową. Szybko wybrałam numer przyjaciela, który swoją drogą brzmiał jak nieprzytomny. No tak, wczorajsza impreza zrobiła swoje. Wyjaśniłam szybko zielonowłosemu, żeby ktokolwiek przyjechał po mnie i Ashton'a. Odpowiedział, że Calum wyjedzie za kilka minut. Nie chcąc
tracić czasu, wraz z Ashton'em ruszyliśmy w stronę miasta. Oboje byliśmy zmęczeni i mieliśmy dość wrażeń jak na początek dzisiejszego dnia. Po kilkunastu minutach drogi podjechał po nas Hood. Wpakowaliśmy się z Ashton'em na tylnie siedzenie. Calum puścił muzykę z radia a mi momentalnie zachciało się spać. Jednak po chwili zostało to uniemożliwione. Usłyszeliśmy huk, padły strzały. Dokładnie trzy. Calum starał się nie denerwować i panował nad autem, ale to nie było takie proste, jakim się wydawało. Chciałam się odwrócić i spojrzeć czy nikt za nami nie jedzie, kiedy Irwin objął mnie ramieniem i kazał się schylić. Padł kolejny strzał. Usłyszałam jak Calum z przodu syknął z bólu. Boczna szyba z przodu została rozstrzelana. To ON, jestem pewna, że bawi się teraz bardzo dobrze, podczas czego my próbujemy wyjść cało z tej fatalnej sytuacji. Usłyszałam jak Hood hamuje z piskiem opon po czym szybko zamienia się miejscem z Ashton’em, Hood próbuje zachować zimną krew, jednak Irwin stawia za swoim i to on prowadzi. Ashton ruszył nim się zorientowałam. Hood siedzi obok mnie a jego lewe ramię mocno krwawi. Sięgam po bandamę, którą ma na głowie Ash i szybko ją zdejmuję, chwilę później zawiązując Calum’owi na krwawiącym ramieniu próbując zatamować krwotok. Krzyczę na blondyna, by jechał szybciej i wjechał w końcu do miasta, bo wtedy mamy chociaż minimalną pewność, że ON się w tej chwili nie zjawi w mieście i nie zacznie strzelaniny. Ashton kiwa tylko głową i naciska na pedał gazu. Wskazówka rusza się w górę a auto jedzie z coraz większą prędkością. Po kilku minutach jesteśmy już w mieście, jednak Irwin nie ma zamiaru zwalniać. Nie zwracając uwagi na inne auta i sygnalizacje, pędzi przez całe miasto nieprzerwanie, zupełnie jakby wpadł w trans. Po chwili jesteśmy już w domu Michael’a. Zastajemy go w kuchni z Luke’iem siedzącym przy stoliku. Kiedy tylko mijamy futrynę pomieszczenia, obydwaj zrywają się z miejsc i chwytają krwawiącego Hood’a. Brunet próbuje tłumaczyć, że nic mu nie jest, jednak oni w ogóle go nie słuchają. Michael natychmiast zajmuje się Calum’em a Luke uważnie obserwuje jego ruchy. Co chwilę podaje wodę utlenioną albo waciki. W końcu zakładają mu opaskę uciskową w postaci bandaża elastycznego, dzięki czemu ramię Hood’a wygląda znacznie lepiej. Luke spogląda na mnie, a kiedy przyłapuję go na patrzeniu, spuszcza wzrok. Siadam na blacie, szczelniej okrywając się ciemną bluzą, która nadal widnieje na moim ciele. Przyglądam się całej czwórce a po chwili milczenia zabieram głos, tym samym koncentrując całą uwagę chłopaków na sobie.
- Mam kilka pytań. – mówię spokojnie omiatając ich wzrokiem
- No to dawaj. – zachęca ochoczo Mikey
- Dlaczego miałam jechać z Ashton’em do jego domu, który był trochę oddalony od miasta? – patrzę na nich wyczekująco i liczę na konkretną odpowiedź, po chwili zastanowienia odzywa się Luke
- Musisz być bezpieczna a sądziliśmy, że tamto miejsce będzie idealne. – odpowiedział opanowanym głosem
- Ale nie było. – krótko komentuję jego wypowiedź – Kolejne. – ponownie skupiam ich wzrok na sobie – Dlaczego wtrąciliście się w moje życie i dlaczego akurat teraz?
- To trudne do wyjaśnienia. – szybko odpowiada Calum
- Ja mam czas.
- Po prostu ktoś musi Cię chronić. Nie oczekuj, że wyszczekamy Ci całą historię i podamy masę powodów, Thea. – Luke stara się zachować opanowanie i próbuje nie wybuchnąć, co jest ciężkie w mojej obecności
- Skąd wiecie o tym wszystkim? O tym co się ma ze mną dziać, gdzie jestem, o tym, że ktoś chce mi cokolwiek zrobić?
- Po prostu wiemy. – warczy Hemmings na co ja podnoszę ręce w geście obronnym
- Ostatnie. – mówię krótko, biorąc oddech – Kim jest „J”? – robię cudzysłów w powietrzu
- Kto? – cała czwórka pyta jednocześnie
- „J”. – odpowiadam szybko i po chwili kontynuuję – Tak się podpisał przy ostatniej wiadomości, którą mi wysłał. – chłopcy są nieźle zdziwieni i proszą o telefon, szybko podaję aparat Ashton’owi, który pokazuje wiadomość reszcie.
- No przecież to logiczne! Brat Thei miał porachunki z Trust’em. Jej rodzice to tak zwani konfidenci, którzy wydali Trust’a. Jej siostra to była dziewczyna Kay’a. Prze jej rodziców trafił za kratki a jej brat zeznawał przeciwko jemu. Jej siostra odmówiła składania zeznań na początku sprawy, ale potem zeznawała na niekorzyść Trust’a, własnego chłopaka! Wszystko układa się w logiczną całość. – Michael niespokojnie chodzi po kuchni wte i wewte
- Myślisz, że to Jay? – pyta niepewnie Luke
- Ja tak nie myślę, ja to wiem. – odpowiada przekonująco kiwając głową – Zrobił głupi błąd podpisując się pod tą wiadomością. Ale z drugiej strony on chce, żebyśmy wiedzieli, że to on. Chce się z nami pobawić w kotka i myszkę. Tylko tym razem ja tak łatwo nie odpuszczę.
- Tym razem? – zabieram w końcu głos – Jaki Trust? Jaki Kay? Jacy konfidenci? Jaka sprawa? – zeskakuję i podchodzę do Michael’a – Chcę wiedzieć, wszystko. – mówię stanowczo
- Dowiesz się w swoim czasie. – mówi Ashton kładąc mi dłoń na ramieniu
- Dlaczego Wy ze wszystkiego robicie jakąś pieprzoną zagadkę? Dlaczego mi nic nie powiecie? Czego on ode mnie chce?
- W tej chwili on chce, żebyś cierpiała. – mówi Luke
- Dlaczego zwleka? Zrobił to samo z moją rodziną, więc może to zrobić ze mną. Nie mam nic do stracenia. – mówię szorstko
- Mamy Cię pilnować. Musimy. – Michael daje nacisk na ostatnie słowo
- Ale dlaczego? Po co Wam to? Przeze mnie narażacie swoje życie. – wyrzucam ręce bezradnie przed siebie
- Obiecaliśmy Twoim rodzicom, że będziemy Ciebie pilnować. Tylko Ty nie miałaś pojęcia w co jest wpakowana Twoja rodzina.
- Cass i Ronny wiedzieli? – patrzę na nich już mając w oczach łzy na wspomnienie o rodzeństwie
- Wiedzieli. – mówi Calum i bierze oddech
- Więc kim byli moi rodzice? Co mu zrobili, że chce mnie dorwać? – patrzę na nich wyczekująco, ale z ust żadnego nie pada odpowiedź, wszyscy siedzą cicho wgapieni we wszystko inne, tylko nie we mnie. – Wychodzę. – mówię krótko i zmierzam do drzwi – A Wy się nawet do mnie nie zbliżajcie. – chwytam za klamkę a po chwili przekraczam próg domu Clifford’ów. Postanawiam, że wrócę do siebie i postaram się cokolwiek zrobić by stąd się wydostać. Na początku sądziłam, że to tylko jakiś chory żart, ale najpierw te karteczki, potem Luke ratujący mnie z opresji, który znikąd się pojawił, następnie facet w parku i Ashton zabierający mnie do domu niedaleko lasku. Wybuch i znowu tutaj. To jakaś pieprzona i beznadziejna gra, w której nie mam zamiaru brać udziału. Chciałabym, żeby to był jakiś durny żart, ale nie jest. To moje pokręcone i dziwne życie.
*
Drżącymi rękami wyciągnęłam klucz z tylnej kieszeni spodni i otworzyłam zamek drzwi po kilkukrotnym nieudolnym trafieniu w niego. Jednak drzwi nie ustąpiły. Najwidoczniej były wcześniej przez kogoś otwarte. Odkluczyłam zamek i nacisnęłam na klamkę, ustąpiła a potem weszłam w głąb domu. Jak zwykle pusty, zupełnie. No tak, przecież byłam tu zupełnie sama. Zapaliłam światło, a widok, który zobaczyłam przeraził mnie niesamowicie. Do tego było wyczuć, że coś tu niedawno zostało podpalone bo czuć było smród spalenizny. Fotele w salonie były poprzewracane, kanapa stała na swoim miejscu, jednak była doszczętnie spalona, został jej sam szkielet. Tapeta ze ścian została pozdzierana. Panele z podłogi leżały powyrywane a okna były wybite. Ktoś tu był. A ja byłam przekonana, że to ON. Chce bym się go bała. W takim razie mu się udało. Skierowałam się do kuchni i widok wcale nie był lepszy. Szafki leżały na podłodze całkowicie rozwalone, lodówka była przewrócona a krzesła roztrzaskane. Do tego na ziemi leżały już w połowie spalone zdjęcia moich rodziców. Chciałam już iść na górę i sprawdzić jak wygląda reszta domu, kiedy usłyszałam czyjeś głosy.
- Jesteś pewien, że jej nie ma? – zapytał jeden z nich. Wywnioskowałam, że należał do kobiety, bo był delikatny i trochę niepewny.
- Jestem pewien. – odparł drugi, bardzo niski i głęboki – Clifford i jego kumple nie pozwolą jej tak szybko zwiać. Z resztą, byłoby miło, gdyby zobaczyła co się tutaj stało. A tymczasem możemy już iść, zrobiliśmy co do nas należy. – usłyszałam jak schodzą ze schodów i kierują się do wyjścia. Schowałam się za jedną z kolumn, które były w salonie. Oddychałam płytko i starałam się zachować spokój. Nie mogłam teraz się odezwać czy wydać jakiegokolwiek dźwięku, bo od razu by wiedzieli, że jest tu ktoś oprócz nich. Chwyciłam w rękę swój telefon i wybrałam numer Luke’a. Tak, nie miałam z nim dobrego kontaktu, ale wiem, że on jedyny zawsze ma telefon przy sobie. Nie mogłam dzwonić, bo od razu by mnie usłyszeli. Wysłałam do niego krótką wiadomość, żeby tu przyjechał jak najszybciej, sam, ale żeby wszedł od tyłu. Kiedy wyświetliło mi się, że wiadomość została dostarczona, mogłam już trochę odetchnąć z ulgą. Teraz pozostało mi tylko czekać, kiedy Hemmings się pojawi. Spojrzałam na dwie postaci i zauważyłam, że już wychodzą, jednak dalej nie miałam pewności, że nie stoją pod domem. Byłam zbyt przerażona, żeby zrobić jakikolwiek krok.

Usłyszałam ciche stąpanie od strony ogrodu. Chwilę później Hemmings stał obok mnie i lustrował dokładnie każdy cal zniszczonego mieszkania. Nie pytał, nie odzywał się tylko od razu zabrał mnie stąd, wcześniej zaglądając do mojego pokoju i zabierając moje rzeczy. Szczerze mówiąc to nie odważyłabym się tam zajrzeć, miałam przeczucie, że tamto pomieszczenie wyglądało najgorzej ze wszystkich. Wyszliśmy tylnym wyjściem i skierowaliśmy się do motocykla chłopaka. Zarzucił na plecy torbę z moimi rzeczami a ja usiadłam za nim. Kilkanaście minut później byliśmy już w domu Michael’a.
- Jak się czujesz? – Luke usiadł obok mnie na sofie podając kubek z herbatą
- Doszczętnie zniszczyli cały mój dom. – odpowiedziałam tępo wpatrując się w podłogę – Zniszczyli wszystko.
- Ciii. – Calum siedzący z drugiej strony przyciągnął mnie do siebie i przytulił
- Dalej uważasz, że to zły pomysł byśmy Ci pomogli? – Michael odezwał się nie patrząc na mnie
- Nie. – odpowiadam krótko – Potrzebuję Was.
- Tak myślałem. – mówi Clifford i spogląda na mnie pokrzepiająco
- Przepraszam, że tak na Was naskoczyłam. Wszystko się teraz tak zmieniło a ja chciałabym wszystko wiedzieć a Wy nie chcecie pisnąć nawet słówka.
- Kiedyś Ci wszystko wyjaśnimy, ale to wtedy jak będziesz już bezpieczna. – szepcze opierający mnie o mnie Hood
- Wiesz kim byli ci, których widziałaś w swoim domu? – pyta Michael na co kręcę przecząco głową – A Ty Luke? – zwraca się do blondyna
- Ja ich nawet nie widziałem.
- To Andy Nash i Simone Cowell. – odzywa się Ashton, który dopiero wszedł do domu – Widziałem ich.

* * * 

Witam Was po raz kolejny!
Miło mi, że pojawiają się komentarze, które motywują do dalszego pisania! :)
Chciałabym Was poinformować, że w poniedziałek (28-07-2014r) wyjeżdżam do Opawy z rodziną, ale to nie powstrzyma mnie od pisania bo będę miała tam laptopa i internet, więc w wolnym czasie, czyli pewnie wieczorami będę pisać rozdziały. :)
Mam jeszcze małą prośbę.
Nie wiem czy zauważyliście, ale po prawej stronie u góry jest napisany krótki tekst.
Miło by mi było jakbyście pisali tweety z hashtagiem #13dni to wtedy mogłabym poczytać Wasze opinie nie tylko pod rozdziałem ale i na twitterze. :)
Do następnego! :)